Copyright Tomasz Miler
miler.terapia@gmail.com tel. 512 822 943
miler.terapia@gmail.com tel. 512 822 943
Dziś chciałbym, przedstawić zagadnienie, z którym mierzy się wiele osób, pacjenci, ich bliscy, lekarze oraz terapeuci. Przy czym zazwyczaj jedynie Ci ostatni mają wiedzę dlaczego stawia się błędne rozpoznanie. Osoby będące zobowiązane przez sąd do podjęcia terapii, często mówią, że nie mają problemów z alkoholem, choć spełniają kryteria diagnostyczne (być może nie wszyscy, ale przeważająca większość z jakichś powodów trafia na leczenie). Wielu z nich mówi, bardziej o problemie depresji lub nerwicy, a nie problemie używania alkoholu.
Depresja, chyba w dzisiejszych czasach każdy wie co oznacza to słowo, jednak czy znamy prawdziwą treść? Depresja to nie tylko stan obniżonego nastroju, smutku, przygnębienia - to jest tylko jeden objaw! Aby móc rozpoznać depresję musi zostać spełnionych więcej objawów i muszą utrzymywać się co najmniej dwa tygodnie. Kolejne objawy to: uczucie braku radości, braku energii, negatywna samoocena, poczucie winy, myśli samobójcze, zaburzenia snu, zaburzenia braku apetytu i masy ciała. Większość z nas mówi o depresji, mając na myśli tylko pierwszy objaw, a nie całe spektrum tego zaburzenia.
Do rzeczy, jak można pomylić depresję z uzależnieniem? Otóż można. Alkohol jest depresantem. Prawdą jest, że powoduje rozluźnienie, używa się go na spotkaniach towarzyskich i nikt w tym czasie nie odczuwa obniżonego nastroju. Ok, ale spójrzmy na dzień następny, czy nie ma obniżonego nastroju? Czy nie ciężej wstać z łóżka? Nasz mózg przyzwyczaja się, do tego, że substancja, wpływa na nasze hormony, na dopaminę, endorfiny, serotoninę. Na początku drogi jest ok, mózg nie jest na tyle rozleniwiony, żeby przestać produkować wyżej wymienione hormony, oraz inne rzeczy, czynności sprawiają radość. Jednak z biegiem czasu i postępu używania, coraz mniej radości sprawiają inne czynności pozbawione alkoholu. Układy hormonalne rozleniwiają się, nie chcą same z siebie produkować endorfin, serotoniny, trudniej o wyrzut dopaminy. A za tym kryje się obniżony nastrój, spadek motywacji. Jeżeli nadal trwa przyjmowanie substancji, ta nie powoduje już radości, euforii, używana jest tylko po to, aby poczuć spokój, aby było normalnie, aby nie było źle. Używanie alkoholu w dłuższej mierze obniża nastrój i stąd może wynikać złe rozpoznanie depresja, a nie uzależnienie. Kolejnym zagadnieniem jest przyznanie się, łatwiej jest o sobie powiedzieć, że ma się depresję i stosuje się alkohol do poprawy humoru. Zamiast powiedzenia sobie mam problem z alkoholem i z tego wynika mój gorszy nastrój.
Nerwica często kojarzy się nerwicę z ciągłym poddenerwowaniem, rozdrażnieniem, ciągłą irytacją i złością. Częste wybuchy złości, nie świadczą, że ktoś ma nerwicę, ktoś może być znerwicowany jednak wcale nie musi być chory. Alkohol często powoduje impulsywność, jeżeli mówimy o uzależnieniu to rozpoznajemy też częste rozdrażnienie. Złość jest emocją, która często występuje u tych osób. Dlaczego? Przyczyn może być kilka, ktoś nie rozpoznaje głodu alkoholowego, a to z niego może wynikać złość. Może być też tak, że nic nie znacząca rzecz, doprowadzi taką osobę do furii. Działa tu mechanizm regulacji uczuć: czuję się źle, chcę się czuć dobrze, wiem dzięki czemu się tak poczuję. Działa mechanizm iluzji: wypiłem bo ktoś mnie zdenerwował. Tak więc przez nerwy, ktoś ma preteksty do picia. Nie dostrzega, że doświadcza ich w momentach przestawania picia (rozdrażnienie na drugi dzień po piciu), lub utrzymywania kilkudniowej abstynencji (rozkręcanie się głodu alkoholowego).
Podsumowując chciałbym, aby dostrzeżono co było pierwsze, alkohol czy depresja lub nerwica. Czy to, aby nie alkohol spowodował dwa następne zaburzenia. Mogło również być tak, że było zaburzenie w postaci depresji lub nerwicy, a ktoś znalazł środek zaradczy w postaci alkoholu. Alkohol nie leczy, ani depresji, ani nerwicy może tylko pozornie maskować objawy, które wracają ze zdwojoną siłą.